Witajcie, drogie panie, w podręczniku kariery przyszłości: jak dostać się na jedną z legendarnych imprez Diddy’ego, czyli tzw. freak-offów. Niegdyś były one świętym Graalem życia towarzyskiego – symbolem wejścia do śmietanki towarzyskiej. A dziś? Cóż, powiedzmy sobie szczerze – bardziej przypominają kurs przetrwania w świecie celebrytów, niż spontaniczne spotkania z tańcami do białego rana. Chcesz się tam znaleźć? Niestety, to nie wystarczy być po prostu „wystrzałową” – musisz spełnić wymagania znane z castingów i być „young and hot”.
Selekcja 101: Waga, wiek i wygląd zewnętrzny
Plotki głoszą, że każde przyjęcie Diddy’ego zaczynało się od „weigh-inu”, czyli ważenia uczestniczek. Panie powyżej magicznej liczby 140 funtów, czyli około 63 kilogramów, mogły sobie darować – nie miały szans na wejście do „elitarnych” gości freak-offów. Oczywiście, jeśli byłaś wystarczająco wysoka, jak prawdziwa modelka, to mogłaś dostać odrobinę marginesu, ale tylko odrobinę. Cały ten proces weryfikacji przypominał nieco casting do amerykańskiej wersji „Czarnoksiężnika z Krainy Oz”, gdzie „strażnik” stał z wagą przy drzwiach i decydował, kto jest wystarczająco „estetyczny”, aby wejść. Oczywiście, żadnych zbędnych fałdek, czyli jakiegokolwiek śladu cellulitu – w przeciwnym razie nie przeszłabyś przez bramy.
Jest coś niemal symbolicznego w tym podejściu do ciała, które miało być perfekcyjne, bez „niedociągnięć” natury, jak flab, fałdki czy cokolwiek, co mogłoby zakłócić ten perfekcyjny obraz. Chcesz przekąsić ulubiony batonik lub burgera? Zapomnij – Diddy nie miał litości dla tych, które nie miały stalowej woli i figury przypominającej silikonowego robota. Każdy, kto chciał się znaleźć w tej elitarnej grupie, musiał przejść ten casting piękności i wytrzymałości.
Dress Code: Brak kompromisów
Jaki był dress code na te imprezy? Przypominał bardziej regulamin korporacyjny niż instrukcję stylu na imprezę. Żadnych spodni, jeansów, a tym bardziej płaskich butów. Każda uczestniczka musiała nosić tzw. „party dress”, czyli sukienkę, która kończyła się ledwie na udach, nie wyżej, nie niżej. Co więcej, odsłonięty dekolt był absolutnie wymagany, by podkreślić „to, co najważniejsze”. I co kluczowe – wysokie szpilki. Żadnych kompromisów. Wszyscy mówili o tych wysokich szpilkach jak o najważniejszym elemencie dress code’u – jedyna opcja na imprezę. Całość była nawiązaniem do pokazu greckich bogiń, ale w nieco uwspółcześnionej wersji, wyprodukowanej specjalnie dla Instagrama. Wiek, co ciekawe, nie grał roli – pod warunkiem, że pozostałe parametry były na miejscu.
Życie imprezowe na miarę XXI wieku
Co nas czekało po przejściu przez bramy tego ekskluzywnego „eventu”? Po pierwsze, pokaźne ilości alkoholu, a także nieco „dopalaczy” na podniesienie poziomu energii i zacieranie granic społecznych. Następnie, przedstawiciele „zawodów okołotowarzyskich”, celebryci i osoby ze świata rozrywki, gotowi na „freak-off”. W skrócie: wszyscy mieli tam swoje małe przedstawienie — z tą różnicą, że niektóre osoby nawet nie wiedziały, że są na castingu do reality show Diddy’ego.
Diddy stworzył prawdziwe, prywatne mini-Hollywood: skrzyżowanie galowego Hollywood z imprezą kawalerską, na którą tylko nieliczni mają wstęp. Jeśli udało ci się dostać na listę, gratulacje! Jesteś nie tylko „young and hot,” ale też mistrzynią dyscypliny wagi i selekcji wyglądu zewnętrznego.